środa, 11 września 2013

Rozdział 2: "To naprawdę mój idol."

Jest i drugi rozdział. Mam nadzieje, że sie wam spodoba, bo trochę ciężko mi się go pisało. Wybaczcie za jego długość. Buziaki ;*

***

Instrukcje przekazane mi przez Louis’a były jasne. Miałam oprowadzić nowych gości po hotelu, a potem po mieście. Stanęłam właśnie przed pokojem numer 77. Kim mogą być przybysze z Madrytu? Co ich sprowadza do naszego miasta? W sumie, czy mogę powiedzieć, że to moje miasto? Nie czuje tego. Cały czas tęsknię za Barceloną. Wzięłam kilka głębszych wdechów i zapukałam do drzwi. Otworzył mi uśmiechnięty, od ucha do ucha, Sergio Ramos. Wmurowało mnie, a w głowie miałam tysiące myśli naraz. Skoro jest tu Alvaro i Ramos to pewnie jest też reszta drużyny. No to pięknie. A może jest też on? Na tę myśl moje serce zabiło mocniej.
- W czym mogę służyć pięknej pani? – zapytał Sergio, a ja dopiero wtedy odzyskałam głos.
- Dzień dobry, jestem Monic Delgado. Mam zająć się oprowadzaniem pana i pana kolegów po hotelu, a następnie do mieście. – uśmiechnęłam się i wyciągnęłam w jego stronę rękę. Ten ją uścisnął.
- Sergio Ramos. A to moi koledzy: Mesut Ozil, Francisco Alarcon i Alvaro Morata. – wskazał ręką na trzech mężczyzn stojących w głębi pokoju. – Czekamy jeszcze na przyjazd jednego z kolegów. - weszłam do pokoju i przywitałam się z każdym po kolei. Byli mili i uprzejmi.
- A do mnie mów po prostu Isco. – zaśmiał się Alarcon i ucałował mnie w oba policzki. Kiwnęłam głową. Gdy podeszłam do Moraty, ten dał mi buziaka w policzek.
- Witaj znowu. Teraz przynajmniej znam twoje imię. – chciał jeszcze coś dodać, ale przerwał mu Ozil.
- To jak, idziemy zwiedzać? Później poromansujesz Morata. – reszta się zaśmiała i razem wyszliśmy z pokoju.


***

Oprowadzając piłkarzy po hotelu zastanawiałam się, kim jest ich kolega, który ma tu zawitać. Może Pepe albo Benzema. Oby nie Ronaldo. Nie mogę znieść tego gościa, choć na żywo go nie znam. Podczas zwiedzania nie obyło się bez śmiechu i wygłupów. Musiałam wyrobić się z nimi do wieczora, bo potem jechałam odebrać moją przyjaciółkę Blancę, z lotniska. Jak jej opowiem, kto jest w hotelu to pewnie będzie bardzo szczęśliwa. Jest fanką naszego wilczka, lecz mimo wszystko także wierną Cule. Po obejrzeniu całego hotelu stanęliśmy w holu. Trzeba ich było teraz wyprowadzić tak, żeby nie widzieli ich dziennikarze.
- Na co czekamy szefowo? – zapytał Ramos, a ja pokręciłam głową ze śmiechu. Te jego ‘szefowo’ mnie bawiło.
- Daj mi chwilę pomyśleć. Musze was jakoś wydostać z hotelu bez świadków. – podszedł do nas Santiago, parkingowy.
- Hej Monic. Słuchaj, radziłbym ci przenieść swój pojazd do garażu podziemnego. Zbiera się na deszcz.
- Dzięki Santi, już lecę. – ucałowałam go w policzek. – Zaczekajcie tu chwilę. – powiedziałam do moich ‘podopiecznych’ i wyszłam na zewnątrz. Rzeczywiście, na niebie kłębiły się ciemne chmury. Wsiadłam na motor i okrążyłam budynek wjeżdżając na podziemny parking. Zaparkowałam i wróciłam do środka. Piłkarze stali w tym samym miejscu, w którym ich zostawiłam i z czegoś się śmiali. Nic nowego. Wyprowadziłam ich jednym z tylnich wyjść dla personelu i ruszyliśmy do centrum. Spacerkiem doszliśmy na rynek. Po drodze pokazałam im okazałe Colegio de Malaga oraz Colegio Mayor de San IIdefonso. Doszliśmy do Plaza de Cervantes i podziwialiśmy piękny widok. Poczułam na sobie spojrzenie Alvaro. Czego on ode mnie chce? Westchnęłam i wpatrywałam się w krajobraz. Ciszę przerwało „Obsesion” dochodzące z mojej torebki. Wyjęłam mój telefon i odebrałam.
- Monic, gdzie jesteś? – dzwonił Julio. Był podenerwowany.
- Oprowadzam gości hotelowych. A co się stało? – chłopaki spojrzeli na mnie zaciekawieni.
- Miałaś tu być już pół godziny temu. Wiesz, że muszę wyjść, a ktoś musi zostać w kawiarni. Przy okazji trzeba wyszkolić nową kelnerkę. No i twój występ zaczyna się za godzinę. – westchnęłam.
- Dobrze, zaraz będę. Ale przyprowadzę kogoś ze sobą.
- Wszystko jedno, tylko przyjdź. – rozłączył się, a ja zaszczękałam zębami. Jak mnie ten facet wkurza. Mam być na każde jego zawołanie. A nawet nie jestem kelnerką ani nikim takim. Ja tam podobno tylko śpiewam, a w rzeczywistości robię wszystko. Jeszcze jakby mi za to płacił.
- Co jest? – zapytał Isco dotykając mojego ramienia.
- Mój szef wzywa. Mam go po dziurki w nosie. Pójdziecie ze mną do kawiarni? Ja zrobię, co mam zrobić, a wy napijecie się dobrej kawy i zjecie po ciastku. Co wy na to? – cała czwórka uśmiechnęła się i zgodnie pokiwali głowami.


***

W kawiarni usadziłam zawodników, podałam im karty z menu i podeszłam do baru gdzie stał zdenerwowany Julio. Bez zbędnych słów wyszedł. Brakuje mi Thomasa, który jest o niebo lepszym szefem. Za ladą stała lekko zestresowana Eveline. Uśmiechnęłam się do niej.
- Cześć. Pierwszy dzień zawsze jest trudny, ale potem jest już tylko łatwiej. – uśmiechnęłam się. Odwzajemniła gest nadal niepewna. Podczas kiedy pozakazywałam jej, co i jak do lady podszedł Isco.
- Monic, mogę podać zamówienie? – wyszczerzył się. Ale on jest przystojny. Z resztą jak wszyscy.
- Jasne. Mogłeś nie wstawać tylko mnie zawołać. Eveline, twój pierwszy klient. – zostawiłam Rubio z chłopakiem i poszłam do pianina. Ludzi było coraz więcej. Zbliżała się godzina mojego, co piątkowego występu. Nastroiłam instrument i zobaczyłam jak koło mnie siada Jose z gitarą klasyczną. Gramy razem, od kiedy tu pracuje. Świetnie nam się razem współpracuje. Obdarzyłam go uśmiechem. Co ja tak się dzisiaj cały czas uśmiecham? Gdy wybiła odpowiednia godzina wzięłam mikrofon.
- Dobry wieczór państwu. Zapraszam serdecznie na nasz występ. Mamy nadzieje, że umilimy państwu ten czas. Ja nazywam się Monic, a to mój kolega Jose. – wskazałam na chłopaka. – No to zaczynamy. – usiadłam przed statywem, a Rodriguez zaczął grać. Kiedy nastąpiła moja kolej słowa popłynęły z moich ust. Pierwszym utworem, który śpiewałam było „Adios”. Śpiewając czułam się całkowicie sobą. Nie liczyło się w tym momencie nic tylko muzyka. Po skończonym kawałku usłyszeliśmy brawa i zaczęliśmy kolejny pt. „Ya no qui ero”. Na dzisiejszy wieczór celowo wybrałam piosenki Jesse & Joy. Uwielbiałam ich, a ich piosenki dodawały mi sił. Spojrzałam na piłkarzy, a ci siedzieli jak zaczarowani. Słychać było dźwięk dzwonka u drzwi i do środka ktoś wszedł. Podniosłam wzrok z nad mikrofonu i o mało nie przestałam śpiewać. To ON. Ja chyba śnie. Zaczął witać się z kolegami, a ja starałam się skończyć piosenkę. Było mi ciężko, bo głos mi drżał z podniecenia i niepokładanego szczęścia jak również zaskoczenia. To naprawdę mój idol.



7 komentarzy:

  1. Bardzo podoba mi się ten rozdział :)) Nie wiem czemu tak marudzisz :)
    Piosenki najlepsze ! Widzę, zaraziłam Cię :D
    Czekam na kolejny z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje piosenki,jej. *-* Czytając wyobraziłam sobie uśmiech Isco,awww. <3
    Rozdział mi się podoba i czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo fajny :)To co najlepsze dzieje się :) Pani która jest powyżej mnie namówiła bym posłuchała ich piosenek nie wysłuchałam jeszcze wszystkich,ale te które słyszałam piękne i te co dzisiaj w rozdziale również :) czekam na nexta / Paula

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Jesse y Joy *_* Awwwwwwwwww <3
    Kto to tam przyszedł?! :D Czyżby ten pan co jest po prawej o.O ^^ :D
    Czekam na nowy rozdział :'D

    OdpowiedzUsuń
  5. Czyżby to był mój kochany Ikuś? ;>
    Podoba mi się! Fajnie, że ich oprowadza po mieście i pewnie się z nimi zaprzyjaźni :)
    I znów wspomnę o muzyce - kocham! Jesse y Joy <333
    Coppernicana.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam do przeczytania historii o Thiago Alcantarze i jego przyjaciółce. Czy przyjaźń może przerodzić się w coś więcej ? Wejdź i przekonaj się.
    saved-by-love.blogspot.com
    Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie no super, ciekawe kto to jest ?!! Ale chyba się domyślam xD
    ~ the_cisza

    OdpowiedzUsuń