wtorek, 10 czerwca 2014

Rozdział 11:" Jemu też zależy! Ze szczęścia zakręciło mi się w głowie."

Monic:

Zaparkowałam pod Santiago Bernabeu i z kaskiem pod pachą weszłam na teren stadionu. Słyszałam głosy i śmiechy. Drużyna ma trening. Mam nadzieje, że Ikera także tu znajde. Weszłam na murawę i zaczęłam wzrokiem szukać bramkarza.
- Monic?! - zawołał zaskoczony Isco stawając przede mną. Przytulił mnie mocno i ucałował w oba policzki. - Co ty tu robisz?
- Przyjechałam do Ikera. Nie potrafiłam przebywać z dala od niego. - uśmiechnął się.
- Z wami to same problemy. - pokręcił głową. - Wysłałem tego głupka do Ciebie. Jest już pewnie na miejscu. - zaskoczona nie umiałam wypowiedzieć ani jednego słowa. Pojechał do mnie. Jemu też zależy! Ze szczęścia zakręciło mi się w głowie.
- I co teraz zrobimy? - zapytałam ze śmiechem.
- Zostań tutaj, a ja zadzwonie do niego, żeby wracał. Dobrze, że jesteś. - odparł i oddalił się w stronę trenera. Zamienił z nim parę słów, a następnie pobiegł do szatni. Zaśmiałam się i dostrzegłam innego piłkarza idącego w moją stronę. Sergio. Wyglądał na podłamanego.
- Hej szefowo. - powiedział, a ja po prostu go przytuliłam. Widziałam, że właśnie tego potrzebował.
- Jeszcze masz szanse. Jej nadal zależy. - po tych słowach spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłam nadzieje. - Owszem, spieprzyłeś sprawę, ale możesz to jeszcze naprawić.
- A jeśli zamiast naprawić znów wszystko zepsuje? - zapytał i opuścił głowę.
- Wystarczy, że pojedziesz tam z bukietem kwiatów i wyznasz jej co czujesz. Uwierz, to wystarczy w zupełności. - poklepałam go po plecach.
- A jeśli nie będzie chciała mnie wysłuchać?
- To ją przekonaj, że warto. Przecież umiesz czarować. Dasz radę. Oby tylko mi się udało. - dodałam zmartwiona i nagle nie taka pewna siebie jak przed chwilą.
- O to się nie musisz martwić. - odparł i uśmiechnął się. - Iker świata poza Tobą nie widzi. Poza tym, właśnie jest u Ciebie, więc to chyba coś znaczy, prawda? - kiwnęłam głową i również się uśmiechnęłam. Mimo to nadal czułam strach i niepewność.
- Te, Lobo, leć już, bo Blanca czeka! - zawołał ze śmiechem Alarcon, który wrócił z szatni ubrany w codzienne ubrania z torbą przewieszoną przez ramię.  - A my jedziemy do mnie i tam poczekamy na Twojego księcia z bajki. - zwrócił się do mnie i puścił oczko.
- Idź, idź. - popchnęłam Ramosa w stronę szatni, a ten pocałował mnie w policzek i mocno przytulił.
- Dzięki szefowo. Nie zawiode cie. - to mówiąc zniknął, a ja wraz z czarnowłosym ruszyliśmy na podziemny parking.

***
Nie umiałam usiedzieć na miejscu. Chodziłam tam i z powrotem trzymając w dłoni szklankę z wodą.
- Ej, spokojnie, bo mi dziurę w dywanie wychodzisz. - powiedział ze śmiechem Isco i położył dłoń na moim ramieniu. - Za niedługo tu będzie. Może w tym czasie pogadamy o czymś innym? Na przykład, co u Eveline?
- Z tego co wiem to wszystko w porządku. A co, nie macie kontaktu?
- Uraziłem ją naszym nagłym wyjazdem. W końcu zniknąłem bez pożegnania. Nie odbiera moich telefonów i nie odpisuje na smsy, więc odpuściłem. Na szczęście nie wpadłem po uszy tak jak Iker i Sergio. Z tą miłością to same problemy. - pokręcił głową i rozsiadł się w fotelu.
- Może i problemy, ale pomyśl o pozytywnej stronie. Miłość to wspaniałe uczucie, dzięki któremu człowiek czuje się wspaniale. Nawet jeśli ma swoje negatywne strony. Powiedz mi co nie ma złych stron? Pierwszy raz czuje tak silne uczucia do kogokolwiek i wiem, że to właśnie miłość, a ja mogę uważać się za szczęściarę, bo jestem zakochana. Wiem, że jest ktoś komu na mnie zależy, kto zrobiłby dla mnie wszystko. Jestem też ja, która zrobiłaby dokładnie to samo. Na tym to polega. Na wzajemnym wspieraniu się i podnoszeniu, kiedy upadamy. - usiadłam na kanapie i zamknęłam oczy.
- Wow, ale mowa. Wiesz, dotarła do mnie. Serio. - otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do chłopaka. Mówił poważnie i również się uśmiechał. - Ale to nie jest to co czułem do Eve. Z nią to tylko takie zauroczenie.
- Rozumiem. W sumie dobrze, że zakończyłeś to zanim ona zbytnio się zaangażowała. - na dworze było już całkiem ciemno, a jedynie latarnie dawały trochę światła. Miałam nadzieje, że na drogach jest w miarę mały ruch.
- Myślałem, że dostanę od Ciebie w łeb, za to jak potraktowałem twoją koleżankę. - był autentycznie zaskoczony moją reakcją.
- Postąpiłeś słusznie, ale to tylko moje zdanie. Dzięki, że masz mnie za taką jędze. - odparłam i krótko się zaśmiałam. Chciał coś odpowiedzieć, ale oboje usłyszeliśmy warkot silnika, a potem szybkie kroki i dźwięk otwieranych drzwi. Podnieśliśmy się, a Francisco ruszył w stronę schodów na górę. - A ty gdzie się wybierasz?
- Nie będę wam przeszkadzał. Ale jeśli wyjdzie z tego coś więcej niż rozmowa to jeźdźcie do niego. - powiedział ze śmiechem i zniknął na górze. Pokręciłam tylko głową. Stałam i czekałam coraz bardziej się stresując. Wreszcie wszedł do pokoju, a moje serce fiknęło parę koziołków i dudniło mi w piersi jak oszalałe. W jego oczach widziałam troskę i radość. Podszedł do mnie szybkim krokiem i zatrzymał się przede mną. Czekał na to co powiem lub zrobię. Widziałam, że aż się rwie, żeby coś zrobić.
- Jaa.. Ja chciałam cie przeprosić. Zachowałam się okropnie i nic mnie nie usprawiedliwia. Może po prostu wystraszyłam się własnych uczuć i zaangażowania. Bałam się, że szybko wyjedziesz i zabierzesz ze sobą moje serce. - spojrzałam w jego cudowne oczy, a on nadal milczał. - Po naszej kłótni, następnego dnia, pojechałam do hotelu. Chciałam z tobą porozmawiać, przeprosić, ale was już nie było. Wyjechałeś bez pożegnania co było dla mnie ciosem prosto w serce.Wiedziałam jednak, że to moja wina i to mnie dobiło. Jesteś dla mnie ważny i to nawet nie wiesz jak bardzo. Zależy mi na tobie i tylko z tobą wyobrażam sobie moją przyszłość. Kocham cie, Iker. - przestałam mówić i czekałam na jego reakcję. Stał wmurowany w podłogę i trawił moje słowa. Długo mu to jednak nie zajęło i po chwili to on zabrał głos.
- Chciałem zostać, naprawdę. Sergio również, ale to Alvaro stwierdził, że rozłąka i nagły wyjazd dobrze nam wszystkim zrobi. Nabierzemy dystansu. Boże, dlaczego słuchałem tego kretyna? Jesteś dla mnie najważniejsza Monic. - dotknął dłonią mojego policzka. - Kocham cie i nie wyobrażam sobie każdego dnia i nocy bez ciebie. Nie powinnaś się obwiniać, bo to ja zawaliłem i to na całej linii. Kiedy usłyszałem piosenkę, którą mi dedykowałaś miałem ochotę wsiąść w samochód i przyjechać do ciebie. To zrobiłem, ale rozminęliśmy się. - chciał coś jeszcze dodać, ale nie wytrzymałam i obejmując dłońmi jego nieogolone policzki, czule go pocałowałam. Tego mi brakowało. Jego ust, dotyku, głosu, zapachu. Odwzajemnił pocałunek i objął mnie w talii. Nie interesowało mnie w tej chwili kompletnie nic. Pragnęłam tylko jego.

Blanca:

Weszłam właśnie do mieszkania Monic, gdy usłyszałam sygnał przychodzącego smsa. Przyjaciółka napisałam, że pojechała do Madrytu. Uśmiechnęłam się tylko, ciesząc się, że blondynka zdecydowała się odzyskać ukochanego. Szkoda, że w moim przypadku się to nie uda. Ja i Ramos, to się nie może udać. Wzięłam prysznic i ubierając się w dres, usiadłam na kanapie i włączyłam telewizor. Szukając jakiegoś ciekawego programu znalazłam jakąś brazylijską telenowelę. Wpatrywałam się w ekran, ale nie docierało do mnie to co na nim widzę. Za bardzo byłam pochłonięta myślami. Myślami o nim. Przypominając sobie jego głos, usta, zapach perfum i te seksowne ciało, miałam ochotę się rozpłakać. Naprawdę mi na nim zależy. Z natłoku wspomnień wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Kto to może być? Podniosłam się i otworzyłam drzwi. W progu stał Iker. A ten co tutaj robi? Przecież Monic właśnie do niego pojechała.
- Hej, zastałem może Monic? - zapytał i wpatrywał się we mnie z nadzieją.
- Myślałam, że wiesz. Właśnie jest w drodze do Madrytu. - spojrzał na mnie zaskoczony i wszedł do środka. - Od razu po koncercie wsiadła na motor i pognała do ciebie jak na skrzydłach.
- Nie miałem pojęcia. Ale to dobrze wróży. - uśmiechnął się. - Jeszcze jej zależy.
- Żartujesz sobie? Ona nie widzi świata poza tobą. Strasznie cierpiała kiedy wyjechałeś bez pożegnania. - opuścił głowę i stał tak przez dłuższą chwilę.
- Domyślam się, że bardzo ją to zabolało. Mnie bolało jeszcze bardziej. - spojrzał na mnie z bólem w oczach. - Oboje z Sergio byliśmy w kiepskim stanie, a Alvaro przekonał nas, że ten wyjazd będzie najlepszy dla ciebie i Monic. Stwierdził, że i wam i nam przyda się przerwa na przemyślenie paru spraw.
- A wy posłuchaliście tego kretyna? Nie macie własnego rozumu? Wyjazd bez pożegnania to najgorsze co mogliście zrobić.
- Teraz to wiemy. Lobo jest w kompletnej rozsypce. Chciałem go tu ze sobą zabrać, ale uważa, że i tak nie będziesz chciała z nim rozmawiać.
- Ma rację. - odparłam. Na wspomnienie o Ramosie, moje serce fiknęło koziołka. - Nie mam ochoty na rozmowę z nim.
- Zaprzepaścił wszystko, ale dlaczego nie dać mu drugiej szansy? On naprawdę świata poza tobą nie widzi. Załamał się po waszej kłótni. Nie mówię, że masz mu wybaczyć i ot tak zapomnieć, ale może chociaż go wysłuchasz? Chyba tyle możesz dla niego zrobić.
- Sama nie wiem.. - czarnowłosy coraz bardziej przekonywał mnie do tego, że powinnam wyjaśnić sobie wszystko z Ramosem.
- Wyobraź sobie, że Sergio nagle się tu zjawia. Co byś zrobiła? Wyrzuciła go za drzwi? - uśmiechał się delikatnie i widać było, że zależy mu na polepszeniu kontaktu między mną, a jego kumplem.
- Pewnie tak. Ale to by była tylko pierwsza reakcja. Okej, wysłucham go. - chłopak zaklaskał w dłonie.
- No i prawidłowo. Moja misja wykonana, a teraz wracam do Madrytu. Życz mi powodzenia.
- Nie bedzie ci potrzebne. - zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. - Dziękuje za rozmowę.
- Do usług. - wyszczerzył się i odwzajemniając gest wybiegł z mieszkania. Pokręciłam tylko głową i zamykając drzwi wróciłam na fotel. Zapowiadał się długi i samotny wieczór.

***
Nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Obudził mnie dzwonek do drzwi. Jęknęłam i spojrzałam na zegarek. Dochodziła północ. Kogo niesie o tej godzinie? Ziewnęłam, podniosłam się i otworzyłam drzwi. Jakież było moje zdziwienie, gdy w drzwiach zobaczyłam JEGO. Moje serce szybciej zabiło, a ja stałam jak wmurowana. Nic nie powiedziałam, tylko wpuściłam go do środka. W ręce trzymał bukiet czerwonych róż i był ubrany w garnitur. Zapowiadała się ciekawa rozmowa.

***
No cześć. Wybaczcie, że notka dopiero teraz, ale ostatnio nie miałam ani czasu ani weny na pisanie. Teraz, na moje nieszczęście, mam i czas i wenę, więc zabrałam się za zaległości. Mam nadzieje, że notka Wam się spodoba. No i czekam z niecierpliwością na rozpoczęcie Mundialu <3 Mam nadzieje, że La Roja znów będzie przeżywać taką radość *..* Do boju chłopaki!