środa, 25 września 2013

Rozdział 4: "Pora zmierzyć się z nieuniknionym."

No cześć. Wiem, wiem, spóźniłam się. Niestety wena mnie ostatnio opuszcza i to na długo :(
Ale jest notka. Dzięki kochanej Coppernicanie, więc dla niej dedykacja ;* A i wprowadziłam do bohaterów Thomasa :D Mam nadzieje, że wam się spodoba. A no i jest scena +18 :D Buziaki ;*

***


Obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Zaspana odebrałam i przyłożyłam smartfona do ucha. To Blanca, chciała przeprosić, że tak szybko uciekła z piłkarzami. Stwierdziła, że zostanie z nimi cały dzisiejszy dzień, bo musi dojść do siebie. Ją i Eve meczy wielki kac. Czyli mam wolne. Super! Opadłam z powrotem na łóżko, ale coś nie dało mi ponownie zasnąć. W mieszkaniu było za cicho. Kanapa była pusta. Nigdzie żadnej karteczki, smsa czy czegokolwiek. Po prostu sobie poszedł. Pokręciłam tylko głową i położyłam się z powrotem do łóżka. Mam wolne, więc jedyne, na co mam ochotę to długi sen. Zamknęłam oczy i wtuliłam twarz w poduszkę. Może wydarzenia wczorajszego dnia tylko mi się przyśniły? To y tłumaczyło zniknięcie mojego sławnego gościa. No cóż, bywa i tak. Było mi trochę przykro, ale cóż poradzić. Za oknem lało jak z cebra, więc nie muszę iść do hotelu i oprowadzać piłkarzy. Już prawie byłam w krainie Morfeusza, gdy usłyszałam pukanie do drzwi. Kogo to niesie? Westchnęłam i zwlekłam się w mojego ciepłego i wygodnego łóżka. Podeszłam do drzwi, otwierając je tylko w piżamie.
- No, no. Gdybym wiedział, że otworzysz mi w takim stroju to bywałby tu częściej. – powiedział rozbawiony Thomas i wszedł do środka.
- Przestań się nabijać. – mruknęłam i wróciłam do sypialni zakopując się pod kołdrą. – Co cie sprowadza? Tylko nie mów, że praca, bo mam wolne. – poczułam jak siada koło mnie.
- Mam coś dla ciebie. – podał mi kopertę i wizytówkę. – Tą wizytówkę zostawił łowca talentów, który był na twoim występie. Prosił byś się z nim skontaktowała. – uśmiechnął się widząc moja zaskoczoną minę i oczy typu Ozil. Odłożyłam karteczkę i zajrzałam do koperty. Sporo pieniędzy.
- A to, za co? Wygrałam w lotto?
- Nie, to twoje nadgodziny no i wczorajszy występ. Dużo ludzi było dzisiaj i pytało, kiedy kolejny.
- Dziękuje ci bardzo. Nie musiałeś. – byłam trochę zakłopotana.
- Musiałem i tak też zrobiłem. Te pieniądze ci się należą. – wpatrywał się we mnie.
- Przestać tak się gapić, bo cie wygonie! – uderzyłam go poduszką. Ten nie był mi dłużny. Zaczęliśmy wojnę na poduszki, która zakończyła się wygraną chłopaka. Nie wiem, kiedy wylądowałam pod nim. Spojrzałam w jego cudne oczy. Czyżby znowu miał ochotę na ‘przyjacielskie stosunki’? Musnął moje usta, a mnie przeszły dreszcze. Jego usta dotykały mojej szyi, obojczyków, mostka. Czy znowu chce do tego wrócić? W sumie, trochę rozrywki mi się przyda. Pocałował mnie, a ja oddawałam pocałunki z namiętnością i pożądaniem. Sięgnęłam dłońmi pod jego koszulkę i muskałam palcami jego umięśniony tors. Pozbyłam się szybko jego koszulki, a on jednym ruchem zdjął ze mnie górę mojej piżamy. Bawił się moim sutkami tak długo, ze w końcu stwardniały, a ja cała drżałam. Jego usta takie znajome i miękkie, a do tego, jakie seksowne, całowały każdą z piersi delikatnie je podszczypując. Jęknęłam. Nie wiem nawet, kiedy on pozbył się swojej odzieży i to samo zrobił z moimi majtkami. Muskałam palcami jego umięśnione ciało całując każdy jego skrawek, a on wszedł we mnie. Nasze ciała tańczyły w dzikim tańcu, gorące i spragnione siebie nawzajem. Całował mnie, a ja oddawałam pocałunki. Byłam już tak blisko spełnienia, a on zaczął całować i poszczypywać zębami płatek mojego ucha i szyję. Krzyknęłam i opadłam na poduszki, a on zaraz po mnie. Ciężko dyszeliśmy, a po chwili zaczęliśmy się śmiać. W końcu, powiedzieliśmy sobie, że już koniec z przyjacielskim seksem. Tak, byliśmy kiedyś razem. Może nie tyle byliśmy, co sypialiśmy ze sobą. Tłumaczyliśmy sobie, że to tylko seks. To było zanim został moim szefem. Później musieliśmy przestać, bo Julio mógłby zrobić z tego aferę. Szczerze, teraz o to nie dbałam. Byłam przygnębiona, a Thomas poprawił mój nastrój, samopoczucie i kondycję fizyczną. Jak dla mnie, to taki poranek mogę mieć codziennie.

***



Iker:

Dlaczego ja właściwie wyszedłem? No tak, Sara. Dlaczego ja w ogóle pocałowałem tą dziewczynę? Źle mi z Sarą? W dodatku zadzwoniła, żebym wracał, bo przeżywa kryzys. To super, ściąga mnie z wakacji, bo ma humorki. Walnąłem rękami w kierownice. Już dojeżdżałem pod mój dom i zastanawiałem się czy ją tam zastanę. Niech jej szybko przejdzie, bo chce już wracać do hotelu. Do chłopaków i jej. Monic. Nie wiem, dlaczego, ale ta dziewczyna przyciąga mnie. Sprawia, że uśmiech sam wychodzi mi na twarz. Kiedy śpiewała miałem gęsią skórkę na całym ciele. Jej cudowne niebieskie oczy, pełne usta, mały nosek. Miękkie włosy, delikatna skóra. Człowieku, przestań! Przecież masz narzeczoną! Pokręciłem głową zrezygnowany i zmęczony wojną toczącą się w moim umyśle. Pora zmierzyć się z nieuniknionym.

***

Monic:

Mimo wolnego i brzydkiej pogody wybrałam się do hotelu. Musiałam odzyskać swój motor. Montes odprowadził mnie pod same wejście i czule pocałował na pożegnanie.
- Byłaś cudowna. – wyszeptał i wyszczerzył się, po czym zniknął za rogiem z parasolem w dłoni. Pokręciłam tylko głową ze śmiechem i weszłam do holu.
- Przepraszam, czy Iker Casillas jest u siebie? – zapytałam cicho recepcjonistę stojącego za kontuarem.
- Niestety panienko Delgado. Wymeldował się dziś rano. – starszy mężczyzna uśmiechnął się, a ja podziękowałam i usiadłam na jednej z kanap. Tak jakby go tutaj nie było. Zrobiło mi się przykro, bo mógł chociaż się pożegnać. O czym ja marze? To sławny piłkarz a ja jestem zwykłą dziewczyną. Cholera! Dopiero teraz do mnie dotarło. Przecież on ma narzeczoną. Sara Carbonero. Piękna dziennikarka. Nie mam z nią najmniejszych szans. Westchnęłam zrezygnowana i powlokłam się do wind. Musze zobaczyć, co z Blancą. Zapukałam do pokoju, w którym ostatnio znalazłam piłkarzy. Otworzył mi zaspany Ozil. Boże, już szesnasta, a on dopiero wstał? Zaprosił mnie gestem, po czym ziewając walnął się z powrotem na łóżko.
- Monic, co ty tutaj robisz? – zapytała Blanca podchodząc do mnie i całując mnie w policzek. Na kanapach siedzieli jeszcze Ramos, Isco i Eveline.
- Przyszłam zobaczyć, czy żyjesz. Zabieram cie na przejażdżkę. Przy okazji na spokojnie pogadamy. – ta wyszczerzyła się i mnie przytuliła.
- Zbieram się! – w czasie, kiedy dziewczyna się szykowała udało mi się przywitać z resztą towarzystwa.
- Wiesz może, co ugryzło naszego El Santo? – zapytał Sergio. – Tak szybko zniknął, że aż się za nim kurzyło.
- A dlaczego mnie pytasz? To twój kumpel.
- Ale ty widziałaś się z nim w nocy. – poruszył śmiesznie brwiami. – W końcu nie wrócił do hotelu na noc, a mówił, że jedzie do kawiarni.
- Nie wiem. Myślałam, że wy coś wiecie. – ten tylko pokręcił głową. – Ale dlaczego zabierasz mi moją towarzyszkę, tak w ogóle? – zabawnie się oburzył i stanął z założonymi rekami.
- Bo to moja przyjaciółka i przyjechała do mnie, a nie do Ciebie. – pokazałam mu język i razem z Blan wyszłyśmy.

***

Jak dobrze było wsiąść na mój kochany motor i poczuć tą przyjemność jazdy. Pojechałyśmy do mojej ulubionej kawiarni znajdującej się na plaży. Usiadłyśmy przy jednym ze stolików i zamówiłyśmy po jakiejś wymyślnej kawie i deserze. Gdy przyszło nasze zamówienie tylko się zaśmiałam pokazując przyjaciółce swoja kawę. Ta tez się zaśmiała i zachwycała się swoim napojem. Desery też wyglądały przepysznie.
- To opowiadaj, jak tam impreza z Ramosem. – powiedziałam i upiłam łyka kawy.
- Dobrze. Ale nie wyobrażaj sobie nie wiadomo, czego. – zaśmiała się. – Nic nie zaszło. No może mnie pocałował. – przygryzła wargę robiąc niewinną minę. – Ale tak to nic takiego. A jak noc z twoim idolem?
- Nijak. Całowaliśmy się, potem on poszedł spać na kanapę. Następnego dnia już go nie było. Uciekł i to bez pożegnania. Czuje się teraz jakby mi się to tylko przyśniło. – przyjaciółka pogłaskała mnie pocieszająco po ramieniu. – Nie przejmuj się. Jak kocha to wróci. – zaśmiałyśmy się.
- Na długo zostajesz? – miałam nadzieje, że tak, bo bardzo się stęskniłam za moją Blancą.
- Na stałe. – zaskoczona uśmiechnęłam się i wstając przytuliłam ją. – Mam do ciebie prośbę. Mogłabym zamieszkać u ciebie, póki czegoś nie znajdę?
- Głupie pytania zadajesz. Oczywiście! No i jeśli potrzebujesz pracy to załatwię ci coś hotelu. – jej oczy zabłyszczały z radości.
- Dziękuje! Jesteś kochana! – ucałowała mnie w oba policzki i wróciłyśmy na swoje miejsca.
- Co do mojego dzisiejszego poranka, to komuś udało się poprawić moje samopoczucie po ucieczce Ikera. – uśmiechnęłam się rozmarzona.
- Z kim spałaś i czemu dowiaduje się dopiero teraz? – wybuchnęłam śmiechem, a po chwili dziewczyna dołączyła do mnie.
- Wpadł do mnie Tom i przyniósł mi wypłatę. Zaczęliśmy bić się poduszkami, a potem.. No samo tak wyszło. – zarumieniłam się przypominając sobie, co robiłam dziś rano.
- Czekaj, czekaj. To nie ten, z którym miałaś przyjacielskie stosunki? – poruszyła zabawnie i brwiami. – Podobno już to skończyliście.
- Też tak myślałam, ale jak widać obojgu było to potrzebne. Ale jakbyś widziała to jego ciało.. – rozanieliłam się.
- Bez szczegółów proszę. – szturchnęła mnie w ramię i po raz kolejny dzisiejszego dnia zaczęłyśmy się śmiać.




***
Przy okazji gratuluje naszym Katalończykom wyniku 4:1 i Niebieskim wyniku 2:0 ! Byliście genialni <3

poniedziałek, 16 września 2013

Rozdział 3: "O matko, całuje się z Ikerem Casillasem!"

Skończyłam piosenkę i zrobiłam sobie przerwę. Podeszłam do stolika piłkarzy. Koło mnie pojawił się szczerzący się Ramos.
- Monic, to nasz kumpel, Iker Casillas. – ten wyciągnął do mnie dłoń, a ja ją uścisnęłam. – Iker, to nasza pani przewodnik, Monic Delgado. – wpatrywałam się w jego oczy, a on w moje. To trwało tylko kilkanaście sekund, ale ja czułam jakbyśmy stali tam o wiele dłużej.
- Bardzo miło mi cie poznać. Jeszcze nie udało mi się tu dotrzeć, a już słyszałem o tobie same dobre rzeczy. – uśmiechnął się, a moje serce zabiło szybciej. Widzieć ten uśmiech na żywo!
- Mi również miło cie poznać. – póki, co nie przyznam mu się, że jest moim idolem. To na pewno zrobiłoby ze mnie psychofankę. Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale zawołała mnie Eveline.
- Co się dzieje? – zapytałam wchodząc za kontuar i spoglądając na blondynkę.
- Twój telefon dzwoni już któryś raz z kolei. Stwierdziłam, że może to ważne.
- Dziękuje. – uśmiechnęłam się lekko i wyjęłam telefon. To Blanca. Cholera! Przez to zamieszanie na śmierć zapomniałam o mojej przyjaciółce. Miałam odebrać ją z lotniska. Oddzwoniłam do niej.
- Kochanie, wiem, że mnie zabijesz. – powiedziałam przepraszającym tonem. – Długo już czekasz?
- Tylko jakąś godzinę. – była trochę zła. – Gdybym tylko wiedziała gdzie jechać to wzięłabym taksówkę.
- Bardzo cie przepraszam. – no i zrobił się problem. Nie mogłam po nią jechać, bo cała kawiarnia była na mojej głowie. Co teraz? – To podam ci adres kawiarni i będę czekać na ciebie przed wejściem. Co ty na to? Wiem, miałam przyjechać, ale wszystko jest tu na mojej głowie.
- Dobrze kochana, nie martw się. Wyślij mi adres smsem i czekaj tam na mnie. – rozłączyła się, a ja szybko wysłałam jej nazwę i numer ulicy. Westchnęłam. Spojrzałam za okno i skrzywiłam się. Lało jak z cebra.
- Eve, dasz sobie radę sama? – ta tylko lekko pokręciła głową. Nie wiem, kiedy, koło mnie zjawił się Isco.
- Jeśli pozwolisz, to chętnie jej pomogę. – zaproponował. Kiwnęłam głową i biorąc parasol wyszłam na zewnątrz. Nie dość, że padał deszcze to jeszcze zrobiło się zimno. Dziwna pogoda, jak na Hiszpanię. Wzdrygnęłam się. W końcu, miałam na sobie sukienkę, szpilki i cienką kurtkę jeansową. Po chwili poczułam materiał na ramionach. Spojrzałam w dół. Czarna, męska marynarka. A te perfumy. Od razu wiedziałam, do kogo należą.
- Dziękuje. – odwróciłam się do Ikera stojącego tuż za mną.
- Nie ma, za co. Nie mogłem pozwolić ci zmarznąć. – stanął obok mnie. Mimo moich szpilek, on i tak był wyższy. – Dlaczego stoisz tu na deszczu, a nie występujesz w środku? Ludzie zaczynają się niecierpliwić.
- Musze poczekać, aż przyjaciółka przyjedzie. Nie zna miasta. Miałam pojechać po nią na lotnisko, ale wszystko się skomplikowało.
- To zróbmy tak. Ja tu na nią poczekam, a ty idź śpiewać i się ogrzać. – znów ten magiczny uśmiech. Rozpływam się widząc go.
- Nie chcę robić ci kłopotu.. – zaczęłam spoglądając na niego.
- To żaden kłopot. Chętnie ci pomogę. Mogłaś powiedzieć wcześniej to mógłbym podjechać po przyjaciółkę na lotnisko. – spojrzałam na niego zdziwiona. – Przyjechałem prosto tutaj. W bagażniku mam bagaże. – kiwnęłam tylko głową.
- Dziękuje ci bardzo. Zostawię ci mój telefon, gdyby dzwoniła. – podałam mu mój smart fon i sięgnęłam do marynarki.
- Zostaw ją dla siebie. Jeszcze ci się przyda. – patrzał na mnie tak inaczej. Z troską. Znamy się paręnaście minut, a on opiekuje się mną jakbyśmy znali się od zawsze. Weszłam do środka, zostawiając mu parasol i weszłam na podest.
- Wybaczcie mi państwo, już jestem. Jako rekompensatę zaśpiewam dla państwa mój własny utwór. Nosi tytuł „Who’s That Girl”. Jose zaczął grać, a ja przymknęłam oczy i zaczęłam śpiewać. Napisałam ją po rozstaniu z moim ostatnim chłopakiem. Zostawił mnie dla innej. Ale był też plus tej sytuacji. Ta oto piosenka. Każda z moich piosenek jest pisana pod wpływem moich relacji z mężczyznami. Tych dobrych jak i złych. Muszę przyznać, że mimo mojego wieku przeżywałam dość sporo, jeśli chodzi o miłość. Byłam z wieloma, ale z żadnym nie udało mi się zostać na dłużej. Gdy tylko umilkłam wszyscy zaczęli klaskać. Uśmiechnęłam się tylko. W progu zobaczyłam wchodzących bramkarza i Blancę. Dziewczyna była w szoku widząc jego, a następnie pozostałych piłkarzy Realu. Czarnowłosy usiadł obok Alvaro i spojrzał na mnie. Wręcz nie odrywał ode mnie wzroku.
- Zaśpiewaj coś swojego na finał. – powiedział uśmiechnięty Mesut, a wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Czułam na sobie spojrzenie Casillasa i moje ciało przechodziły przyjemne dreszcze.
- Dobrze. W taki razie zaprezentuje kolejną własną kompozycję. Nosi tytuł „So Yesterday”. Zapraszam i dziękuje za tak liczną publiczność i tak miłe przyjęcie. – usłyszałam muzykę i zapomniałam na chwilę o wszystkim wokół. Ta melodia żyła we mnie. Kiedy to już miałam wraz z Rodriguezem zejść ze sceny zobaczyłam, że Iker mówi coś do mnie bezgłośnie. Odczytałam z ruchu jego warg, bardzo seksownych warg, słowa: „Zaśpiewaj dla mnie”. Byłam w głębokim szoku, lecz po chwili wahania zawróciłam i usiadłam przy pianinie. Chłopak zszedł i usiadł przy ladzie, gdzie Eve podała mu butelkę piwa. Zagrałam i zaśpiewałam piosenkę „Complicated”. Po zakończonym występie wszyscy wstali i złożyli mi owacje na stojąco. Lekko się ukłoniłam i zeszłam z podestu. Ludzie gratulowali mi świetnego występu, po czym ubierali się i wychodzili z kawiarni. Podszedł do mnie mój idol.
- Masz bardzo czarujący głos. – powiedział cicho tak żebym tylko ja słyszała, po czym musnął mój policzek ustami. – Dziękuje, że dla mnie zaśpiewałaś. Mam nadzieje, że nie ostatni raz. – chłopaki pożegnali się ze mną i razem z czarnowłosym pojechali do hotelu. Eveline i Blanca zabrały się z piłkarzami, więc zostałam sama z Jose.
- Pomóc ci to wszystko pozbierać i pozamykać? – zapytał z troską.
- Nie, poradzę sobie. Możesz już iść. Dziękuje za występ. – ten tylko wyszczerzył się i pocałował mnie w policzek, po czym wziął rzeczy i wyszedł. Zaczęłam zbierać naczynia ze stolików nucąc cicho. Zdziwił mnie dzwoneczek u drzwi, który zabrzmiał po jakimś czasie.
- Zamknięte! – krzyknęłam z zaplecza gdzie znajdowała się zmywarka, naczynia i cała reszta sprzętu.
- To już właściciela nie wpuścisz? – zapytał ze śmiechem męski głos.
-Thomas! – rzuciłam się na niego i mocno go uściskałam. Był dla mnie jak starszy brat, którego nigdy nie miałam. No i moim kochanym szefem. – Już wyzdrowiałeś? – wyglądał lepiej niż na początku choroby, ale nadal był blady i miał zachrypnięty głos.
- Prawie. – zakaszlał. – Ale widzę, że Julio znowu cie wykorzystuje do pracy. – skrzywił się i zaniósł resztę szklanek do zmywarki. – Jest tak, prawda? Tylko mów szczerze.
- Owszem, jest. Co chwile ma jakieś ważne sprawy do załatwienia, a mi zostawia wszystko na głowie. Dzisiaj miałam pilnować interesu, wyszkolić nową kelnerkę, obsługiwać gości i śpiewać jednocześnie. Nie obchodzi go to, że mogę mieć inne plany i wymaga ode mnie wszystkiego jakbym była współwłaścicielką. Miałam tu podobno tylko śpiewać. – w końcu zrzuciłam ten kamień z serca. Od razu zrobiło mi się lepiej.
- Rozumiem. Nie martw się, więcej tak nie będzie. Porozmawiam sobie z nim. A teraz idź już do domu, resztą się zajmę. – widząc moje niezdecydowanie, wręczył mi parasol, moją torebkę i pchnął mnie lekko w kierunku drzwi. Wysłałam mu buziaka i wyszłam na ta ulewę. Rozłożyłam parasolkę i ruszyłam w stronę domu. Co chwila moje szpilki lądowały w kałuży, a wiatr chłostał mnie deszczem po twarzy i nogach. W duchu dziękowałam za marynarkę Ikera, która dawała mi, choć odrobinę ciepła. Usłyszałam wołanie, a gdy się odwróciłam zobaczyłam jakąś osobę biegnącą w moją stronę. Nie wierzę. Przede mną stał przemoknięty od stóp do głów Casillas. Uśmiechnęłam się zdziwiona jego zachowaniem.
- Co tu robisz?
- Miałem nadzieje, że uda mi się odprowadzić cie do domu. Nie powinnaś wracać po ciemku sama.
- Dziękuje za troskę, ale jesteś cały mokry. Chodź szybko, bo się zaziębisz. – podał mi ramię, a ja chętnie je przyjęłam i ruszyliśmy.

***

Stałam w kuchni i szykowałam dwie ciepłe herbaty. Bramkarz brał ciepły prysznic. Znalazłam dla chłopaka jakieś suche ubrania, które zostawił mój ostatni były. Usiadłam na kanapie i postawiłam kubki na stole. Z łazienki wyszedł bramkarz i usiadł obok.
- Dziękuje za gościnę. – powiedział tylko i zbliżył twarz do mojej. – Muszę ci coś wyznać.
- Słucham. – wyszeptałam, a moje serce wywinęło koziołka. Czułam jego perfumy i oddech na moim policzku. Podniecało mnie to.
- Masz bardzo uwodzicielski i seksowny głos. Gdy śpiewałaś, to miałem ciarki na cały ciele. Jeszcze nikomu wcześniej się to nie udało. – znowu kolejne milimetry bliżej. – Do tego jesteś niesamowicie pociągająca i piękna. – zatkało mnie na tyle, że nie zdążyłam powstrzymać tego, co się potem stało. Poczułam jego usta na moich i mój świat zawirował. O matko, całuje się z Ikerem Casillasem!



środa, 11 września 2013

Rozdział 2: "To naprawdę mój idol."

Jest i drugi rozdział. Mam nadzieje, że sie wam spodoba, bo trochę ciężko mi się go pisało. Wybaczcie za jego długość. Buziaki ;*

***

Instrukcje przekazane mi przez Louis’a były jasne. Miałam oprowadzić nowych gości po hotelu, a potem po mieście. Stanęłam właśnie przed pokojem numer 77. Kim mogą być przybysze z Madrytu? Co ich sprowadza do naszego miasta? W sumie, czy mogę powiedzieć, że to moje miasto? Nie czuje tego. Cały czas tęsknię za Barceloną. Wzięłam kilka głębszych wdechów i zapukałam do drzwi. Otworzył mi uśmiechnięty, od ucha do ucha, Sergio Ramos. Wmurowało mnie, a w głowie miałam tysiące myśli naraz. Skoro jest tu Alvaro i Ramos to pewnie jest też reszta drużyny. No to pięknie. A może jest też on? Na tę myśl moje serce zabiło mocniej.
- W czym mogę służyć pięknej pani? – zapytał Sergio, a ja dopiero wtedy odzyskałam głos.
- Dzień dobry, jestem Monic Delgado. Mam zająć się oprowadzaniem pana i pana kolegów po hotelu, a następnie do mieście. – uśmiechnęłam się i wyciągnęłam w jego stronę rękę. Ten ją uścisnął.
- Sergio Ramos. A to moi koledzy: Mesut Ozil, Francisco Alarcon i Alvaro Morata. – wskazał ręką na trzech mężczyzn stojących w głębi pokoju. – Czekamy jeszcze na przyjazd jednego z kolegów. - weszłam do pokoju i przywitałam się z każdym po kolei. Byli mili i uprzejmi.
- A do mnie mów po prostu Isco. – zaśmiał się Alarcon i ucałował mnie w oba policzki. Kiwnęłam głową. Gdy podeszłam do Moraty, ten dał mi buziaka w policzek.
- Witaj znowu. Teraz przynajmniej znam twoje imię. – chciał jeszcze coś dodać, ale przerwał mu Ozil.
- To jak, idziemy zwiedzać? Później poromansujesz Morata. – reszta się zaśmiała i razem wyszliśmy z pokoju.


***

Oprowadzając piłkarzy po hotelu zastanawiałam się, kim jest ich kolega, który ma tu zawitać. Może Pepe albo Benzema. Oby nie Ronaldo. Nie mogę znieść tego gościa, choć na żywo go nie znam. Podczas zwiedzania nie obyło się bez śmiechu i wygłupów. Musiałam wyrobić się z nimi do wieczora, bo potem jechałam odebrać moją przyjaciółkę Blancę, z lotniska. Jak jej opowiem, kto jest w hotelu to pewnie będzie bardzo szczęśliwa. Jest fanką naszego wilczka, lecz mimo wszystko także wierną Cule. Po obejrzeniu całego hotelu stanęliśmy w holu. Trzeba ich było teraz wyprowadzić tak, żeby nie widzieli ich dziennikarze.
- Na co czekamy szefowo? – zapytał Ramos, a ja pokręciłam głową ze śmiechu. Te jego ‘szefowo’ mnie bawiło.
- Daj mi chwilę pomyśleć. Musze was jakoś wydostać z hotelu bez świadków. – podszedł do nas Santiago, parkingowy.
- Hej Monic. Słuchaj, radziłbym ci przenieść swój pojazd do garażu podziemnego. Zbiera się na deszcz.
- Dzięki Santi, już lecę. – ucałowałam go w policzek. – Zaczekajcie tu chwilę. – powiedziałam do moich ‘podopiecznych’ i wyszłam na zewnątrz. Rzeczywiście, na niebie kłębiły się ciemne chmury. Wsiadłam na motor i okrążyłam budynek wjeżdżając na podziemny parking. Zaparkowałam i wróciłam do środka. Piłkarze stali w tym samym miejscu, w którym ich zostawiłam i z czegoś się śmiali. Nic nowego. Wyprowadziłam ich jednym z tylnich wyjść dla personelu i ruszyliśmy do centrum. Spacerkiem doszliśmy na rynek. Po drodze pokazałam im okazałe Colegio de Malaga oraz Colegio Mayor de San IIdefonso. Doszliśmy do Plaza de Cervantes i podziwialiśmy piękny widok. Poczułam na sobie spojrzenie Alvaro. Czego on ode mnie chce? Westchnęłam i wpatrywałam się w krajobraz. Ciszę przerwało „Obsesion” dochodzące z mojej torebki. Wyjęłam mój telefon i odebrałam.
- Monic, gdzie jesteś? – dzwonił Julio. Był podenerwowany.
- Oprowadzam gości hotelowych. A co się stało? – chłopaki spojrzeli na mnie zaciekawieni.
- Miałaś tu być już pół godziny temu. Wiesz, że muszę wyjść, a ktoś musi zostać w kawiarni. Przy okazji trzeba wyszkolić nową kelnerkę. No i twój występ zaczyna się za godzinę. – westchnęłam.
- Dobrze, zaraz będę. Ale przyprowadzę kogoś ze sobą.
- Wszystko jedno, tylko przyjdź. – rozłączył się, a ja zaszczękałam zębami. Jak mnie ten facet wkurza. Mam być na każde jego zawołanie. A nawet nie jestem kelnerką ani nikim takim. Ja tam podobno tylko śpiewam, a w rzeczywistości robię wszystko. Jeszcze jakby mi za to płacił.
- Co jest? – zapytał Isco dotykając mojego ramienia.
- Mój szef wzywa. Mam go po dziurki w nosie. Pójdziecie ze mną do kawiarni? Ja zrobię, co mam zrobić, a wy napijecie się dobrej kawy i zjecie po ciastku. Co wy na to? – cała czwórka uśmiechnęła się i zgodnie pokiwali głowami.


***

W kawiarni usadziłam zawodników, podałam im karty z menu i podeszłam do baru gdzie stał zdenerwowany Julio. Bez zbędnych słów wyszedł. Brakuje mi Thomasa, który jest o niebo lepszym szefem. Za ladą stała lekko zestresowana Eveline. Uśmiechnęłam się do niej.
- Cześć. Pierwszy dzień zawsze jest trudny, ale potem jest już tylko łatwiej. – uśmiechnęłam się. Odwzajemniła gest nadal niepewna. Podczas kiedy pozakazywałam jej, co i jak do lady podszedł Isco.
- Monic, mogę podać zamówienie? – wyszczerzył się. Ale on jest przystojny. Z resztą jak wszyscy.
- Jasne. Mogłeś nie wstawać tylko mnie zawołać. Eveline, twój pierwszy klient. – zostawiłam Rubio z chłopakiem i poszłam do pianina. Ludzi było coraz więcej. Zbliżała się godzina mojego, co piątkowego występu. Nastroiłam instrument i zobaczyłam jak koło mnie siada Jose z gitarą klasyczną. Gramy razem, od kiedy tu pracuje. Świetnie nam się razem współpracuje. Obdarzyłam go uśmiechem. Co ja tak się dzisiaj cały czas uśmiecham? Gdy wybiła odpowiednia godzina wzięłam mikrofon.
- Dobry wieczór państwu. Zapraszam serdecznie na nasz występ. Mamy nadzieje, że umilimy państwu ten czas. Ja nazywam się Monic, a to mój kolega Jose. – wskazałam na chłopaka. – No to zaczynamy. – usiadłam przed statywem, a Rodriguez zaczął grać. Kiedy nastąpiła moja kolej słowa popłynęły z moich ust. Pierwszym utworem, który śpiewałam było „Adios”. Śpiewając czułam się całkowicie sobą. Nie liczyło się w tym momencie nic tylko muzyka. Po skończonym kawałku usłyszeliśmy brawa i zaczęliśmy kolejny pt. „Ya no qui ero”. Na dzisiejszy wieczór celowo wybrałam piosenki Jesse & Joy. Uwielbiałam ich, a ich piosenki dodawały mi sił. Spojrzałam na piłkarzy, a ci siedzieli jak zaczarowani. Słychać było dźwięk dzwonka u drzwi i do środka ktoś wszedł. Podniosłam wzrok z nad mikrofonu i o mało nie przestałam śpiewać. To ON. Ja chyba śnie. Zaczął witać się z kolegami, a ja starałam się skończyć piosenkę. Było mi ciężko, bo głos mi drżał z podniecenia i niepokładanego szczęścia jak również zaskoczenia. To naprawdę mój idol.



czwartek, 5 września 2013

Rozdział 1: "Przede mną (...) stał nie kto inny tylko Alvaro Morata."

Stanęłam przed drzwiami swojego mieszkania i wyciągnęłam z kieszeni spodenek klucze. Właśnie wróciłam z porannego biegu. To mój codzienny rytuał. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się i zjadłam szybkie śniadanie składające się z jogurtu truskawkowego. Moje długie blond włosy opadały na moje ramiona delikatnymi falami. Wzięłam z szafki w przedpokoju torebkę, klucze i wyszłam. Spacerem doszłam do niewielkiej kawiarni, w której pracowałam. Mój szef, Julio, już na mnie czekał.
- Dzień dobry szefie. – uśmiechnęłam się.
- Cześć Monic. Jak twoje gardło?
- Wszystko z nim w jak najlepszym porządku. W końcu nim pracuje. – zaśmiał się i podał mi kubek z parującym cappuccino.
- Dziękuje. Tego mi było trzeba. – gdy wypiłam kawę, usiadłam na małej scenie znajdującej się naprzeciwko wejścia i otworzyłam pianino. Rozgrzewałam palce grając proste, znane mi melodie. Nuciłam cicho. Moja praca polegała na umilaniu klientom czasu muzyką. Przychodziłam kiedy chciałam i na ile czasu chciałam. Repertuar także zależał ode mnie.
- Monic, mogłabyś zająć się kawiarnią? Muszę pozałatwiać parę spraw w banku, a Thomas jest chory.
- Jasne, nie ma sprawy. – uśmiechnęłam się i usiadłam na kontuarem. Szef odwzajemnił uśmiech i wyszedł. Czasami, kiedy drugi właściciel Thomas, był nieobecny, zastępowałam go. Ze wszystkim pracowników, to mi najbardziej ufali mimo, że pracuje u nich tylko pół roku. Włączyłam po cichu radio i nuciłam „Kings and Queens” mojego ulubionego zespołu. Nawet nie zauważyłam jak ktoś wszedł. Podniosłam głowę i zatkało mnie. Przede mną, za kontuarem, stał nie kto inny tylko Alvaro Morata. Wyszczerzył się widząc moją zszokowaną minę.
- Witaj. Mógłbym poprosić espresso? – jego uśmiech był rozbrajający.
- Dzień dobry. Już podaje, proszę chwilkę poczekać. – odwróciłam się do niego i zaczęłam przyrządzać dla niego kawę. Leciało „AloneTogether”, a ja dalej nuciłam. Czułam na sobie jego wzrok. Podeszłam do jego stolika z zamówioną kawą i stawiając ją przed nim wróciłam za ladę. Nie było nikogo do obsłużenia, więc usiadłam przy pianinie  i zaczęłam grać. Później także śpiewać. Klienci spojrzeli na mnie, po czym powrócili do swoich zajęć. Dla nich nie było to nic nowego. Ale jedna osoba cały czas mi się przyglądała. Piłkarz. Szczerze, to jak dla mnie, nie jest jakiś super i w ogóle. Ogólnie rzecz biorąc oglądam piłkę nożną i kibicuje Hiszpanii. Ale nie jestem za żadnym z ligowych zespołów mojego kraju. Nie interesuje mnie spór FC Barcelony i Realu Madryt. Jedyny powód dla którego oglądam mecze ligowe jest jeden zawodnik. Piłkarz, dla którego mogę spędzić cały dzień przed telewizorem, a moje serce bije szybciej kiedy go widzę. Sportowiec, którego cenię nie tylko za wspaniałą grę i umiejętności, ale także za postawę, sposób bycia i co tu kryć, cudowny uśmiech. Moje rozmyślania przerwał głos tuż przy moim uchu.
- Pięknie grasz. Myślałaś kiedyś o karierze muzycznej? – odwróciłam się. Morata stał za mną i przyglądał mi się.
- Dziękuje. Nie, mam inne priorytety. – zauważyłam dziewczynę czekającą przy ladzie, więc minęłam chłopaka i podeszłam do kasy.
- Dzień dobry. Co dla pani?
- Dzień dobry. Ja przyszłam w sprawie ogłoszenia o pracę. Podobno szukają państwo kelnerki. – dziewczyna miała długie, blond włosy i granatowe oczy. Była bardzo podobna do mnie. Mogła być w moim wieku.
- Jestem Monic. – podałam jej rękę.
- Eveline. – uśmiechnęła się. Wydawała się bardzo miłą osobą.
- Może zróbmy tak, że zostawisz mi CV, a ja przekażę je szefowi i on się do ciebie odezwie?
- Okej, dziękuje. – podała mi potrzebną kartkę. Nawet nie zauważyłam kiedy Alvaro wyszedł. Podeszłam do jego stołu i zobaczyłam sto euro. Zaskoczona zaniosłam je do kasy. Ciekawe czemu on taki hojny.

***

Do hotelu przyjechałam moim motorem. Dostałam go od taty na osiemnaste urodziny. Chciał kupić mi samochód, ale póki co wolę taki środek transportu. Przed wejściem roiło się od fotoreporterów. Ciekawe, jakie sławy tym razem zawitały do Parador de Alcalá de Henare. Przypomniałam sobie o Moracie spotkanym w kawiarni i pokręciłam głową. Mam nadzieje, że nie spotkam go ponownie. Zdjęłam kask i biorąc go pod pachę, minęłam dziennikarzy i weszłam do środka. Przywitałam się z portierem i skierowałam się do hotelowej restauracji. Czekał tam na mnie szef obsługi hotelowej, Louis.
- Witam panienko Delgado. Mam dla pani wiadomość od pana Jose. – podał mi kopertę, po czym ukłonił się i wrócił do swoich obowiązków. Znam Lousia odkąd skończyłam pięć lat. Zawsze traktował mnie jak księżniczkę. Był dla mnie częścią rodziny. Usiadłam przy jednym ze stolików, położyłam kask i zdjęłam kurtkę. Podszedł do mnie Carlos, jeden z kelnerów i podał mi szklankę soku pomarańczowego. Podziękowałam i uśmiechnęłam się do niego. W kopercie znalazłam krótką wiadomość. Nie zdziwiła mnie jej treść:

Wybacz, kochanie, ale nie zjemy dzisiaj razem obiadu. Musiałem jechać na ważne zebranie zarządu. Dobrze wiesz, że staram się o wygranie tego przetargu. Wynagrodzę ci to. A i jeszcze jedno. Zrobiłabyś coś dla mnie? Jeśli tak to idź do Lousia. On ci wszystko wyjaśni.
Buziaki :).

Już byłam ciekawa, jaka to była przysługa. Ostatnio dość często robię za przewodnika hotelowego i osobę do towarzystwa. Och, to źle zabrzmiało. Moim zadaniem jest pokazywanie sławnym osobą lub bogatym biznesmenom uroków naszego hotelu i miasta. Kogo tym razem będę oprowadzać? Oby to nie był piłkarz Realu, bo chyba się załamię. Poszłam do mojego pokoju i przebrałam się w przygotowane dla mnie ubrania. No to, do boju!




***

Wybaczcie, że taki krótki i w ogóle, ale nareszcie go napisałam :) Wybaczcie mi błędy i literówki. Mam nadzieje, że się spodoba. Buziaki ;*