***
Monic:
Leżałam wtulona w silne ramiona bramkarza. Gładził delikatnie dłonią moje plecy. Nie, nie poszliśmy na całość. Noc spędziliśmy na rozmowie, piciu wina, pocałunkach. Z każdą minutą znałam go coraz lepiej i to było cudowne uczucie. Przy nim nic mi nie przeszkadzało. Nie było żadnego ale. Wszystko pasowało. Nareszcie coś zaczyna się układać. Cieszę się niezmiernie, choć wiem, że to może długo nie potrwać. Może, dlatego to dla mnie podwójnie ważne. W końcu Iker i chłopaki muszą wrócić do Madrytu. Do swojego życia, rodzin i przyjaciół. Na samą myśl o tym, że mężczyzna leżący obok mnie wyjedzie, zbierało mi się na płacz. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się. Był taki słodki, kiedy spał. Jakoś udało mi się wyplątać z jego objęć i wstać z łóżka. Miałam na sobie bieliznę, a na to jego koszulkę. Poszłam do kuchni i włączyłam ekspres do kawy. Wyciągnęłam dwa kubki, potem z lodówki wyjęłam jajka. Do tego chleb, przyprawy, olej, masło, sok pomarańczowy. Gdy wszystko przygotowałam i wlałam jajka na patelnie poczułam jego dłonie na moim brzuchu. Cudowne perfumy wdarły się w moje nozdrza i cała zadrżałam. Pocałował mnie w kark.
- Witaj księżniczko. Jak się spało? – powiedział tuż przy moim uchu.
- Dzień dobry. Całkiem dobrze i bardzo wygodnie. – odwróciłam się do niego. – A tobie?
- Cudownie. – to mówiąc delikatnie mnie pocałował, jednak na tym nie poprzestał i pogłębił pocałunek. Kiedy wreszcie udało mi się złapać oddech zaśmiałam się.
- Spalę jajecznicę dla ciebie jak będziesz mnie tak rozpraszał.
- Mogę jeść węgiel. – znów wpił się w moje usta i przyciągnął bliżej siebie. Nasze ciała w zetknięciu ze sobą płonęły. Każde muśnięcie jego palców czy ust sprawiało, że cała drżałam i pragnęłam więcej. Odchyliłam głowę do tyłu, a on zaczął całować moją szyję. Jęknęłam cicho i w tym samym momencie usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni i równocześnie spojrzeliśmy w stronę wejścia. W progu stały Blanca i Eveline. Spojrzały po sobie i na ich twarz dojrzałam głupie uśmieszki.
- Chyba jajka wam się palą. – powiedziała ze śmiechem moja przyjaciółka i weszła do mieszkania, a za nią blondynka.
- Pewnie został już tylko wiór. A taka jestem głodna. – dodała Rubio i westchnęła.
- Idźcie się tam zająć sobą, a ja zrobię moją mistrzowską jajecznicę. – podsumowała Ortiz i zaczęła wyganiać nas z kuchni.
- To daj nam, chociaż kawę. – poprosiłam, a Blan podała mi dwa kubki. – Dziękuje łaskawco. – powiedziałam z przekąsem.
- Też cie kocham! – odkrzyknęła za nami, a Eve się zaśmiała. Tego jeszcze nie było, żeby ktoś wygonił mnie z własnej kuchni. Pokręciłam głową I razem z Casillasem zamknęliśmy się w mojej sypialni. Usiedliśmy na łóżku, pod kołdrą, z kubkami w dłoniach. Oparłam głowę o jego ramię, a ten pocałował mnie w czubek głowy. Siedzieliśmy w ciszy, popijając gorący napój, słysząc czasem jakieś strzępki z rozmowy dziewczyn. Taki mógłby być każdy mój poranek.
***
Alvaro:
Siedzieliśmy z chłopakami w pokoju Ramosa i piliśmy hektolitry wody. Po udanej imprezie trzeba było wyleczyć kaca. Głowa pękała mi jak nie wiem, do tego brakowało nam Casillasa. Zniknął gdzieś wczoraj i do teraz nie wrócił.
- Te, Sergio, wiesz gdzie się podziewa Iker? – zapytałem od niechcenia.
- A to ty nie wiesz? – zapytał uśmiechnięty Isco. – Lobo dawał naszemu kapitanowi rady jak przeprosić Monic.
- Ogromny bukiet czerwonych róż plus jego wrodzony czar równa się piękna, przeprosinowa noc w jej mieszkaniu. – powiedział Ramos i poruszał śmiesznie brwiami. Chłopaki się zaśmiali, ale mi nie było do śmiechu. Podniosłem się i odstawiając butelkę wyszedłem. Byłem cały nabuzowany. On nie zasługuje na jej wybaczenie! Na nią nie zasługuje! Jest taka piękna, mądra, inteligentna, dowcipna, ciepła i cudowna. Kiedy tylko ją zobaczyłem od razu wiedziałem, że to nie jest zwykła dziewczyna. Niestety zauważyłem też, że Ikerowi również się spodobała. Joder! Ale jeszcze nic straconego. Jeśli odpowiednio się postaram to mogę mieć u niej szanse. Z uśmiechem ruszyłem do centrum miasta. Zapowiada się ciekawy dzień. Uważaj Casillas, Morata nadchodzi!
***
Monic:
Po zjedzeniu przepysznego śniadania zrobionego przez dziewczyny, udaliśmy się, na motorze, do hotelu. Kiedy zsiadaliśmy, Iker ledwo ustał na nogach. Widać było, że to jego pierwszy raz. Pomogłam mu zdjąć kask i pocałowałam go, a potem splatając moje palce z jego ruszyliśmy do środka. Przy wejściu przywitał nas uśmiechnięty od ucha do ucha Santiago. Weszliśmy do hotelowej restauracji gdzie czekali na nas pozostali piłkarze. Chwila, kogoś mi tu brakuje. Gdzie jest Alvaro?
- Cześć chłopaki. – przywitałam się z każdym, a potem razem z bramkarzem usiedliśmy. – Gdzie zgubiliście Morate?
- Wkurzył się o coś i wyszedł bez słowa. – powiedział Mesut popijając sok pomarańczowy. Każdy z chłopaków miał przy sobie dzbanek z wodą i drugi z sokiem. Zaczęłam się śmiać.
- Co cie tak bawi szefowo? My się tu o niego boimy. – powiedział z udawaną grozą Ramos i wyszczerzył się do mnie.
-Widzę, że ciekawą imprezę wczoraj zaliczyliście. – ci tylko spuścili głowy, a ja znowu zaczęłam się śmiać. Tym razem zawtórował mi czarnowłosy.
- Lepiej wy poopowiadajcie jak tam noc wybaczenia. – dodał Isco i puścił do nas oczko. – Musiało być ostro, bo wyglądacie na niewyspanych. – pokręciłam głową.
- Całą noc przegadaliśmy. I mimo wina nie potrzebujemy hektolitrów wody. – pokazałam mu język.
- Jakoś nie wierzę, że tylko gadaliście. No dawajcie jakieś pikantne szczegóły. – Sergio zatarł ręce i wpatrywał się w nas z zaciekawieniem. Co my, okaz w zoo czy jak?
- To uwierz, kolego. – poparł mnie Iker łapiąc pod stołem moją dłoń.
- Zepsuliście nam całą zabawę! Nie będzie małych Ikerków. – rzekł poważnym tonem Francisco i zrobił smutną minę. – A tak chciałem być wujkiem chrzestnym.
- To ja byłbym chrzestnym!
- A nie, bo ja!
- Chłopaki, spokojnie. Póki, co, nie macie się, o co kłócić. – uspokajał ich czarnowłosy, a ja delikatnie gładziłam opuszkami palców jego knykcie. Jak dzieci.
- Dobra, to teraz tak. Jako, że jestem waszą przewodniczką to proponuje wam dzisiaj wycieczkę. Są dwie opcje. Pierwsza to plaża, na której możecie się wykąpać, poopalać, pograć w siatkówkę czy co tam chcecie robić. Druga zaś to dalsze zwiedzanie zabytków. Co wy na to?
- Niezaprzeczalnie opcja numer jeden. – Ozil uniósł do góry kciuk, a pozostała dwójka ochoczo mu przytaknęła.
- To super, bo szczerze, jest za gorąco na zabytki. W takim razie idźcie się przebrać i wziąć rzeczy. Widzimy się tutaj za dziesięć minut. – ruszyli na wyścigi do windy, a ja zaczęłam się w głos śmiać. Normalnie wyrośnięte dzieci.
- A ty nie idziesz się przebrać? Mogę ci pomóc założyć bikini, a nawet je zdjąć. – zamruczał mi do ucha El Santo obejmując mnie w talii.
- Jakiś ty się nagle pomocny zrobił. Poradzę sobie. Widzimy się za chwilę. – musnęłam jego usta i ruszyłam schodami do swojego pokoju hotelowego. Szybko przebrałam się w bikini, a na nie włożyłam sukienkę. Włosy spięłam w wysokiego kucyka. Do torby plażowej spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy i zakładając na stopy japonki wyszłam na korytarz. Z dołu dochodziły śmiechy piłkarzy i głos mojego ojca. Chwila, ojca? A co on tam robi? Zeszłam szybko na dół i zobaczyłam jak mój tata w najlepsze żartuje sobie z Królewskimi. Podeszłam do nich.
- Cześć tato. – pocałowałam go w policzek, a chłopaków zatkało. W końcu nie wiedzieli, że jestem córką właściciela hotelu. – Co tu robisz?
- Postanowiłem przywitać moich gości. Ostatnio niestety nie miałem takiej okazji, dlatego teraz nadrabiam zaległości. Słyszałem, że idziecie na plażę. – kiwnęłam głową. – W takim razie nie zatrzymuje i życzę udanego dnia oraz pobytu w moich skromnych progach. – to mówiąc podał każdemu chłopakowi rękę, pocałował mnie w czoło i zniknął za zakrętem. Pewnie szedł na śniadanie do restauracji. Ruszyłam do tylnego wyjścia z hotelu, gdzie czekało auto, które miało zabrać nas na plaże. Dopiero w połowie drogi moi towarzysze odzyskali głos.
- Ty naprawdę jesteś córką właściciela hotelu? – chciał wiedzieć Mesut. Kiwnęłam głową z uśmiechem.
- A my się nie domyśliliśmy. – Alarcon uderzył się otwartą dłonią w czoło. – Tępaki z nas.
- Bez przesady.
- Macie takie samo nazwisko. – Ramos z rezygnacją pokręcił głową.
- Uszy do góry. Jedziemy spędzić cudowny dzień na słońcu. No już, uśmiechy! Takie dla mnie. – dopiero po ostatnim zdaniu wszyscy zgodnie się do mnie wyszczerzyli.
- Czas na plażowanie! – krzyknął Casillas, a reszta powtórzyła za nim i zaczęliśmy się śmiać.
***
Na plaży bawiliśmy się w najlepsze. Graliśmy w siatkówkę, pływaliśmy, opalaliśmy się. Potem zaczęły się zdjęcia na wszystkie możliwe portale społecznościowe i wygłupy. W pewnym momencie wyskoczyliśmy na środek plaży i zaczęliśmy tańczyć dzikie tańce-wygibańce. Niektórzy ludzie patrzyli na nas z politowaniem, inni się śmiali, a jeszcze inni dołączali się do nas. Co chwilę byłam w objęciach innego piłkarza, a potem także poznanych na plaży chłopaków. Nawet nie zauważyłam, że na plaży są jacyś fotoreporterzy. W tym momencie ważna była zabawa i luz. Wyczerpani padliśmy na nasze ręczniki pozwalając by słońce jeszcze trochę nas opaliło, a zmęczone kończyny odpoczęły. Położyłam głowę na torsie Ikera i przymknęłam oczy. Nawet nie wiem, kiedy, zasnęłam. Obudziłam się, czując jak piecze mnie twarz. Z resztą nie tylko ona. Spojrzałam na moich towarzyszy. Wszyscy spali w najlepsze. Każdy z nich był spieczony jak rak. No i ja niestety też. Skóra paliła mnie niesamowicie. Zerknęłam na horyzont, gdzie słońce powoli zachodziło. Podniosłam się i zaczęłam powoli wchodzić do wody. Ohh, jaka ulga. Chłodna woda. Gdy cała się zanurzyłam, zaczęłam pływać oraz rozkoszować się chłodem wody i moim szczęściem. Uśmiechnęłam się i zanurkowałam.
Tym razem nie gif, bo to zdjęcie jest cudowne! Ten uśmiech *...*